Boliwię odwiedzam po raz drugi- za pierwszym razem było to La Paz, niesamowite miasto bardzo wysoko w Andach.
Obecnie postanowiłem zobaczyć resztę kraju, choć i tak pewnie zabraknie mi niesamowitej Pustyni Atakama.
– Co to za kraj po krótce? Otóż, podobnie jak Paragwaj nie ma dostępu do morza, 11 milionów mieszkańców na powierzchni 3 razy większej od naszego kraju.
Na pewno, patrząc okiem turysty, dużym wyróżnikiem są meloniki. Trochę to dziwne, ale najzabawniejszy jest sposób powstania tej tradycji, otóż kiedyś, ktoś, sprowadził transport tych kapeluszy… i tak powstała najprawdziwsza tu historia…
Tradycyjne kapelusze typu 'bowler hat’ (melonik) noszone są przez mieszkańców pochodzenia indiańskiego i niekiedy – w przypadku kobiet – wskazują na stan cywilny właścicielek. Jeśli przechylone są na bok głowy, oznaczają stan panieński – jeśli znajdują się na jej czubku, świadczą o tym, że kobieta jest zamężna…
– Bajer, ale jak najbardziej prawdziwy…
Pierwszym odwiedzonym miejscem było Santa Cruz we wschodniej Boliwii, położone nad rzeką Piraí, największym 1,7 milionowym miastem Boliwii.
Tu rządzili Hiszpanie- założył je konkwistador w połowie XVI wieku. Obecnie żyją z uprawy trzciny cukrowej, tytoniu, ryżu, bawełny i kukurydzy, oraz ropy…
W Santa Cruz zachowało się wiele zabytków kolonialnych, bazylika św. Wawrzyńca i budynki misji jezuickich. Faktem również jest to, że wszyscy chyba na tym kontynencie zazdroszczą Rio… z figurą Jezusa Chrystusa… W mieście warto zajrzeć do muzeów, jeżeli będziesz miał szczęście zastać je otwartymi… (ten pieprzony covid…). A wyrażam się tak nieparlamentarnie, ponieważ miałem ochotę na muzeum etnograficzne.
Ciekawostką, wprawdzie nie najzabawniejszą jest fakt, że z roku na rok region staje się coraz bogatszy…., gdyż w Santa Cruz kwitnie przemysł związany z produkcją i handlem kokainą…
Inną ciekawostką jest fakt z ubiegłego roku, kiedy to prezydent Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, ogłosił, że Santa Cruz będzie jedną z lokalizacji budowy nowych świątyń…