Dzień ten, był najbardziej intensywny na całej trasie. Zwiedzamy kilka miejsc publicznymi środkami transportu. Najpierw skok dwoma dolmuszami doprowadził przez Finike, wysoko na kraniec kotliny górskiej do odległej Arycandy. Podziwiamy po stromym spacerze w górę, jedno z najbardziej izolowanych miast licyjskich, które przez cały rok pozostaje chłodniejszym zielonym rajem. Nad doliną wokół rozpościera się panorama wysokich gór. Liczne drobne wodospady służą kierowcom do nabierania wody nadającej się do picia. Zobaczysz: teatr, agorę, kompleks łaźni i te… widoki (foto). Drugie śniadanko, kupionymi na przydrożnych straganach pysznymi owocami i wracamy z powrotem. Przez Finike do Olympos można się dostać trzema pojazdami. Wszystko się udaje, jakby tylko te dolmusze czekały na nas. Przyjazd, przesiadka i za kilka minut jazda dalej- jakbyśmy jechali wynajętym samochodem. Ostatni dziewięcio kilometrowy odcinek z szosy głównej prowadzi serpentynami w dół. Dobrze, że podwożą nas do hoteliku, bo mielibyśmy wątpliwości idąc tam piechotą: gruntowa dróżka pomiędzy sosnami i kilkoma domami. Wiemy, że tubylcy w swoich obejściach trzymają kury. Nie tylko dlatego, żeby mieli co jeść- głównie z powodu zjadania przez kury … skorpionów. Pensjonat oferuje noclegi w bungalowach. Zawożą nas do odległego o 3 km wejścia na: plażę i ruin kolejnego antycznego miasta. Częściowo odkopane ruiny są… takie sobie. Cała reszta stanowi spokojny, zielony rajski zakątek przy ujściu rzeki, pomiędzy klifami z długą kamienistą plażą. Z plaży zobaczysz widok góry Tahtai, na którą można wjechać kolejką (foto). Tego samego dnia wieczorem wybieramy się na prawie trzygodzinną wycieczkę do… Chimery. Nazwa wywodzi się od mitycznego potwora: głowa lwa, ciało kozy, ogon węża i dyszał ogniem. A faktycznie po ponad 20 minutowej wspinaczce, ostro w górę z latarkami, zobaczysz cztery miejsca z niewielkimi płomieniami na wydobywającym się z głębi ziemi metanie. Dobrym pomysłem jest przyjazd tam nie w nocy, lecz o zmroku (lepsze zdjęcia).