Dakota Południowa. Późnym popołudniem wjeżdżamy do Siuks Falls w Dakocie Płd. Oczywiście do naszej „6-ki”. Zwiedzamy pobliskie Wodospady Siuksów, wśród czerwonych skał na rzece Siuksów. Na obrzeżach tego małego miasta typowe amerykańskie parterowe drewniane domy jednorodzinne.
Porankiem mżystym i mglistym ruszamy J 90 na zachód. Po godzinie zauważyłem na autostradzie samochód stojący pod wiaduktem. Pomyślałem ma jakiś problem tylko po co stanął pod wiaduktem? Po dwóch minutach wiedziałem już dlaczego. Potężna burza z piorunami, czarny nieboskłon z lewej, silny wiatr, i małe kurze jajka gradu bębniące o karoserię naszego samochodu. Moje 130 km/godz. zjechało do 20-tu, i gorączkowe myśli co zrobić aby nie stracić przedniej szyby, i żeby nie pogruchotać lakieru na wynajętym aucie. Zjechaliśmy na exit-e w bok pod nią, ale tam już wszystkie miejsca pod obu pasmami drogi były zajęte przez takich jak my. Grad jednak coraz mniejszy i jedziemy dalej, ale nasz samochód ma leciutkie ślady wgnieceń po gradzie na całej powierzchni. Całe szczęście, że tak się skończyło, bo wieczorem w TV usłyszałem, że niedaleko nas, na północ od naszej drogi przeszło silne tornado.
Za kilka mil zjeżdżamy do Mitchel aby zobaczyć pałac z kukurydzy. Duzy dom z arabskimi wieżyczkami przyozdobiony na całej zewnętrznej powierzchni kolbami i słomą kukurydzy. Ładne, kilka foto i jedziemy z powrotem na autostradę. Pod drzewami sieczka z potrzaskanych liści i gałązek. Nagle robi się ciemno jak wieczorem, zapalają się uliczne lampy, (9-ta rano)i musimy się znowu schować. Przyszła kolejna fala mniejszego gradu gradu z deszczem. Stoimy pod dachem stacji paliw. Cena paliwa tutaj wacha się w pobliżu dolara za litr. Kilka minut i „iii-cha”, kowboju w dalszą drogę. Znowu 130 km/godz. przy melodiach country z radia pomiędzy wielkimi „krążownikami drogowymi”, dalej i dalej w prerię. Wokół pola w kilometrach kwadratowych i pastwiska, od czasu do czasu pojedyncze zagrody, czy maszyny rolnicze stojące samopas na polach. Małe wsie po kilka domów co kilkanaście kilometrów. Kiedyś na tych ogromnych przestrzeniach polowali Siuksowie na bizony.
Po południu w Cactus Flat zjeżdżamy do Badlands Nat. Park (PN Złe Ziemie) i oglądamy niezwykłe krajobrazy ostańców błotno-skalnych w kolorach bezowo rudych. Wyglądają jak łańcuch niskich gór w otaczającym je krajobrazie trawiastej prerii. Jedzie się przez nie samochodem przez kilkanaście kilometrów to u ich podnóża, to pomiędzy wzgórzami. Droga wije się jak tasiemka pomiędzy nimi. Jest to miejsce warte odwiedzenia i spędzenia tu kilku godzin
Nasze dwie godziny zwiedzania minęły niepostrzeżenie a sądziliśmy początkowo, że wystarczy pół godziny. Nagle musieliśmy się spieszyć do… Launch Control Facility Delta-1. Cóż to jest? Otóż miejsce, którego nigdy bym nie przypuszczał, że zobaczę. To stacja kontroli wystrzeliwania w przestrzeń wokółziemską rakiet międzykontynentalnych z bronią nuklearną. W tym przypadku były to rakiety z okresu zimnej wojny (sprzed 1963 r.) Minuteman Missile. Okazało się, że w pobliżu tego PN były zlokalizowane te rakiety. Było ich w USA w tym czasie 450. W tym stanie zlokalizowano 150 sztuk. W rejonie parku było ich 50. Każde takie stacja kontroli sterowała 10-ma rakietami. Zobaczyliśmy z pozoru niepozorny parterowy barak na prerii w pobliżu autostrady. Okazało się, że 10 metrów pod ziemia była właściwa sterownia, w specjalnej zabezpieczonej przeciwko wstrząsom kapsule, za drzwiami o grubości ok.80 cm. Jedna zmiana obsługi liczyła 24 osoby w tym dwóch oficerów pod ziemią.
11 mil dalej (ok.18 km.) zwiedziłem bezobsługową podziemną wyrzutnię tych rakiet Delta-9. Jest kilkaset metrów w bok od autostrady za zwykłym płotem w trawach prerii. Wokół bezludzie. Rakiety te oczywiście po podpisaniu układu Start pomiędzy USA i Związkiem radzieckim zostały zlikwidowane. Obecnie zwiedziłem po prostu Park Narodowy, który zorganizowano aby pokazać za darmo wszystkim chętnym te instalacje. Na pytanie przewodniczki skąd jesteśmy, Wojtek żartując odpowiedział, że z drugiej strony żelaznej kurtyny, co spowodowało uśmiechy u niej i w grupce zwiedzających.
Póżnym popołudniem znowu nasza 6-ka. Idziemy po zakupy do pobliskiego marketu.
06 maja. Dakota Płd. c.d.
Od wczesnego ranka po porannej kawie, ruszamy w głąb Czarnych Wzgórz. Pierwszy dzisiaj jest Pomnik Mont Rushmore (Mt Rushmore National Memorial) w odległości 25 mil od Rapid City. Wstęp bezpłatny, ale wjazd samochodem 11 USD. Ogladamy jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Stanach Zjednoczonych. W latach 1927-1941 uwieczniono na zboczu góry twarze 4-ch prezydentów USA, patrząc od lewej: Washingtona, Jeffersona, Roosevelta i Lincolna. Oglądamy tę gigantyczną rzeżbę z kilku miejsc i spacerujemy w jej pobliże.
Następnie jedziemy do Craze Horse Memorial (Pomnik Szalonego Konia). Jego historia ma polski wątek. W 1947 r. wódz Dakotów Henry Standing Bear, zwrócił się do rzeźbiarza polskiego pochodzenia Korczaka Ziółkowskiego, o uwiecznienie w skale wodza indiańskiego Szalonego Konia. Korczak odmówił pomocy finansowej państwa i pracował sam. Zdołał za swojego życia wykonać tylko twarz. Jest ogromna, większa od głów 4-ch prezydentów oglądanych w Mt Rushmore. Dzieło kontynuują jego potomkowie. Pobierane obecnie opłaty za wstęp (10 USD) zasilają koszt budowy. Czeka ich jeszcze wiele lat pracy. Cała rzeźba ma przedstawiać Indianina na koniu wskazującego ręką ziemie przed sobą. Ja zastałem tylko twarz i fragment ramienia. Można porównać wielkość rzeźby z wielkością koparki stojącej na ramieniu. Patrz zdjęcia niżej.
Wjechalismy także do Parku Stanowego Custer w 14 milową drogę widokową Needles. Niesamowicie kręta droga w lasach sosnowo- świerkowych w górę pomiędzy iglicami skalnymi. Piękne widoki górskie i tunele skalne. Przejeżdża się też obok formacji skalnej nazywanej Uchem Igielnym (Needles Eye). Jest urocze Jezioro Sylvana.
Wracamy z powrotem w stronę Rapid City i zbaczamy w drogę 85 do Deadwood, uważane kiedyś za najbardziej rozpasane i niegodziwe miasto Dzikiego Zachodu. Dawni kupcy, bankierzy inwestowali w piękne rezydencje w wiktoriańskim stylu. Tutaj zastrzelono hazardzistę „Dzikiego” Billa Hickoka, oraz właśnie tu kobieta ,Lalamity Jane twierdziła, że potrafi lepiej niż jakikolwiek mężczyzna: wypić, gorzej bluźnić i dalej pluć. W obecnych czasach, dzięki legalizacji hazardu miasto ożyło i posiada ponad 80 kasyn. Obejrzałem: kolorowe domy w stylu dzikiego zachodu, główną ulicę Main Str. Niżej zdjęcia Main Str. I budynek dworca kolei, której już nie ma. Dawna stacja kolejowa jest punktem informacji turystycznej i małym muzeum.
W południe ruszamy dalej 85-ką prosto na północ. Droga wiedzie przez puste po horyzont prerie, na których od czasu do czasu widać jedynie, przeważnie czarne „bizony”,które jednak do siebie, w swoim języku mówia „muu”. Przejeżdżamy przez miasteczko Belle Fourche będące geograficznym centrum USA. Raz widziałem hodowlane.
Dakota Północna.06 i 07 maja. Po dwóch godzinach jazdy granica stanu. Jestesmy w Dakocie Płn., słabo zaludnionym miejscem Stanów Zjednoczonych. Amerykanie mówią, że na krańcu Wielkich Równin, w tej „drugiej Dakocie”, są prawdziwe rubieże kraju w nie na tzw. Dzikim Zachodzie. Stan jest znany z rolniczych terenów, pszenicznych pól i wielkich obszarów nieskażonej przyrody. W Medorze zwiedzamy największą atrakcję turystyczną tego stanu Park Narodowy Teodora Roosevelta . Zwiedza się go jadąc samochodem 50 km. pętlą krętych dróg, oglądając szaro-beżowe i sino- brązowe ostańce, oraz formacje skalne i ziemne. Teren jest mocno pofalowany i górzysty, z niewysokimi fantazyjnie uformowanymi przez erozję kształtami pagórków. Cały rejon z Parkiem jest także nazywany Badlands…- złymi ziemiami na małej leżącej nad Missuri prerią. Spędziłem tam niecałe 2 godziny stając na kolejnych punktach widokowych. Kilkakrotnie spotkałem wolno pasące się dzikie bizony. Raz były przy samej drodze na wyciągnięcie reki- nie zwracały na nas uwagi.
Jeszcze tylko 2 szybkie godziny na autostradzie i przed zmrokiem nasza 6-ka, w stolicy Dakoty Płn. Bismarcku. UFF- był to bogaty w atrakcje dzień: 5 ciekawych miejsc, i ponad 500 km w górach i na preriach.
07 maja. Rano zwiedzamy nieco mały Bismarck: oglądamy Kapitol Stanowy i centrum. Typowe małe powiatowe miasteczko w Ameryce. 11 km w bok od miasta oglądamy dawny fort kawalerii Fort Abraham Lincoln. To z tego miejsca wyruszył do przegranej walki z Siuksamii nad Little Big Horn, generał Caster na czele pułku kawalerii.
Po 3 godzinach jazdy dojeżdżamy do Fargos na granicy stanu aby zwiedzić Bonanzaviie, skansen w którym zgromadzono 40 domów i ogromną ilość przedmiotów pokazujacy Zycie codzienne na Wielkich Równinach. Kolejne 4 godziny jazdu po J 94 i jest stolica Minnessoty, którymi faktycznie SA dwa miasta: Minneapolis oraz St. Paul. Zwiedzamy piękna katedrę im Św. Pawła, która jest replika Bazyliki Św. Piotra z Rzymu. Jeszcze tylko rzut oka na centrum obu miast i znowu nasz hotel. Tym razem dzień kończymy przed 18.00, pomimo pokonania ponad 700 km.
Komentarze (1)
Super materiaal! Zazdroszcze podrozy.