„NUKRI – mój gruziński brat- tamada”.
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Gruzję zwiedzam podczas długiej podróży, która nazwałem: „Zakaukazie i okoliczny Jedwabny Szlak”,we wrześniu 2012 roku. Wcześniejszą relację możesz zobaczyć tutaj :Azerbejdżan: Sheki i Gandża. Po przekroczeniu przejścia granicznego Azerbejdżan- Gruzja , po godzinie jestem na skraju Tbilisi. Biorę plecak, odwracam się i patrzę gdzie jestem. Za mną jest bar przydrożny, za którego szybą widzę kwaratowe ladnie wyglądające placki- chlebki? Pytam co to?-chacziapuri- ciasto zapiekane z lekko solonym serem. Smaczne, kupiłem jeden i usiadłem w środku w kącie pomieszczenia, popijając placek colą. Przy stoliku obok 4-ka Gruzinów w podobnym wieku popija co chwilę wznosząc toasty winem. Po kilku minutach zainteresowali się mną i poprosili abym się przysiadł. Usiadłem i dalej to było coś nieznanego. Gruziński stół z biesiadowaniem jest zupełnie inny od europejskich. Przy stole rządzi (dosłownie tyranizując innych) Tamada. Jest wybierany przez gości i to on wznosi obowiązkowe do każdego łyka alkoholu toasty. Są liczne i szeroko uzasadniane. Najczęściej wznoszone za: gości, znajomych, przyjaciół, znajomość, tych co odeszli, przyjaźń miedzy Gruzinami i Polakami, itd. Itd. Toasty wznosi tylko tamada ewentualnie zezwalając na to innym (rzadko pozwalał).Pije się tylko z prawej reki. Tamadą był Nukri- 52 letni biznesmen z Tibilisi, który zaprosił tu 3-ch „braci” (niespokrewnieni), aby uczcić jego matkę która niedawno umarła. Wszystkich nazywał ty mój brat, a biesiadnika pochodzenia gruzińskiego żartobliwie „gnidą”. Nikt się nie obrażał. Opowiedzieli mi, że wiedza o naszej historii bardzo dużo: Stalin, Miednoje…, niedawna śmierć naszej elity w katastrofie lotniczej. Porównywali historię walki o niepodległość Polski i Gruzji. Jesteśmy przyjaciółmi… Mnie skojarzył się wierszyk: Polak i Węgier… Chyba spodobałem się Nukri, gdyż serdecznie zapraszał mnie do odwiedzenia go w jego daczy w górach Kaukazu koło Borjomi. Zgodziłem się . Miałem 2 dni wyprzedzenia w programie turystycznym, a i tak zamierzałem jechać w tym kierunku do Gori. To co przeżyłem było niesamowite. Poznałem dość dokładnie gruzińskie zwyczaje domowe. Poczułem smak wszystkich głównych potraw narodowych… Przed wyjazdem z Tibilisi w restauracji Kolchida najadłem się pysznymi gruzińskimi pierogami Hinkali : duże w środku z mięsem. Są dwie wersje: wiejska z mięsem z kozła górskiego i miejska z mięsa mieszanego. Po dwóch godzinach w marszrutce , jesteśmy w małej wiosce w górach podobnych do Kotliny Kłodzkiej, w luksusowym letnim domu gospodarza.
Spacer do sklepu po zakupy i kolejne „biesiadowanie” ze spotkanymi 3-ma kolegami Nukriego. Spacerujemy nad rzeką Kurą i patrzę na pomysłowe drewniane saki do łowienia ryb skaczących w górę niewielkiego rzecznego wodospadu. Wieczorem plotkujemy przy piwie o swoich rodzinach.
Przed południem kolejnego dnia spacerujemy po malowniczej wiosce rodzinnej gospodarza, w której czas zatrzymał się sporo lat temu. Widzę szlabany kolejowe zamykane „wajchą”, Odwiedzam kościółek prawosławny i groby jego rodziców.
Potem marszrutka wiezie nas do odległego o 10 km kurortu typu sanatoryjnego. Borjomi ładna choć pamiętająca lepsze czasy miejscowość, w sezonie pełna kuracjuszy. Teraz spokojna, posiadająca ładny park z kolejką linową na pobliski szczyt. Po powrocie obiad trwający 4 godziny, z ogromna ilością poetyckich toastów tamady gospodarza. Szybko mija kolejny dzień zakończony dobrym gruzińskim winem.
Następnego dnia żegnam Nukriego, który namawia do pozostania jeszcze trochę. On przebywa tutaj do czasu jak minie 40 dni żałoby po śmierci matki (5.10). Obiecuje pomóc w razie problemów i zaprasza do przyjazdu wraz z rodziną. Wsiadam do marszrutki do Gori (3 L- 1 godz-ok.60 km.). Chcę sprawdzić jak to jest z wyjazdem do Osetii Płd? Formalnie obecnie mniejszość narodowa osetyńska chce oderwać zamieszkiwaną część Gruzji i przyłączyć ja do Rosji, gdzie także mieszkają Osetyńcy. Podobno granica zamknięta dla ruchu turystycznego. Miasto Gori jest miastem najbliższym Osetii Płd. Jeszcze niedawno trwały tutaj walki. Z uwagi na brak pewnej informacji, poszedłem do komendy policji w centrum Gori. Bardzo uprzejmy Naczelnik Policji poinformował mnie, że faktycznie jest zakaz ruchu turystycznego, z powodu niemożliwości zapewnienia bezpieczeństwa. W luźnej rozmowie powiedział mi, że faktycznie tam granicy nie ma , lecz rzeczywiście jest linia rozdziału terytorium, na której z jednej strony są żołnierze Gruzji, a z drugiej uzbrojeni Osetyńscy i Rosjanie. Wobec takiego dictum podziękowałem, i pojechałem do Tbilisi do zarezerwowanego hostelu. Marszrutki odjeżdżają z centrum miasta, w pobliżu bazaru. Na przeciwległych wzgórzach Gori twierdza i zabytkowy kościół.