Wędruję przez Mozambik samotnie, przez rejony będące daleko od turystycznych szlaków. A ci turyści, jeżeli już przyjadą do Mozambiku, zatrzymują się nad oceanem i pochodzą z RPA. Jest to obecnie „raczej” bezpieczny dla podróży duży kraj, choć te rejony kontynentu przewodniki nazywają dziką Afryką. Słyszę o sobie ( i za moimi plecami) Mzungu, Muzungu i kilka jeszcze, brzmiących podobnie odmian tego słowa. W kilkunastu lokalnych językach: od suahili po obecnie języki grupy bantu, oznacza to dosłownie „biały człowiek’ (w znaczeniu Europejczyk). Poruszam się po kraju, gdzie praktycznie w ogóle nie ma białych turystów. Biały kolor skory zwykle widzę w… lustrze. Spotkałem kilkunastu białych pracowników ambasad i placówek gospodarczych. Często też uważają mnie za człowieka z różnych instytucji typu charytatywno-pomocowego. Rzadko wpada im do głowy pomysł: „TURYSTA???”. Mozambik jest 2,5 krotnie większy od Polski i znajduje się nad brzegiem Oceanu Indyjskiego, pomiędzy Tanzanią i Republiką Południowej Afryki. To ponad 2000 kilometrów wybrzeża, plaż, lagun i raf koralowych. Portugalska, kolonialna historia Mozambiku zakończyła się w 1975 r., i prawie zaraz potem targały nim wyniszczające wojny: domowa, oraz z RPA i Rodezją. Te wieloletnie walki, które przyniosły milion ofiar, utrwaliły w społeczności międzynarodowej obraz kraju niezwykle niebezpiecznego i zrujnowanego. Mówiono o pozostawionych minach i tego typu, raczej nie atrakcjach turystycznych. Min już nie ma, jeżeli będziesz się poruszał po drogach i ścieżkach ( a nie bezdrożach, wtedy radziłbym z przewodnikiem !). Jak zwykle dwa zdjecia.
Znacznie więcej zdjęć i informacji znajdziesz w pełnej relacji TUTAJ.