Na Wyspę Man przypłynąłem promem z Liverpoolu. Szybki katamaran promu pokonuje trasę na środek Morza Irlandzkiego w niecałe trzy godziny. Wypływając wieczorem w pięknym oświetleniu podziwiam budowle nadbrzeża. Z wody tzw. „Trzy Gracje” prezentują się jeszcze ciekawiej (foto). Zaraz za przystanią mojego niewielkiego promu, stoi jeden z największych statków wycieczkowych świata, włoski olbrzym „Royal Princess”(drugie zdjęcie). Na tle wieżowców miejskich jest niewiele niższy. Płynąc wzdłuż jego długiego na 330 metrów boku, skojarzenie z „Titanikiem” aż się prosiło. To przecież Liverpool był jego portem macierzystym. „Titanic” wprawdzie w swój pierwszy i ostatni rejs, w kwietniu 1912 roku nie wypływał stąd, ale… zawsze, coś tam… człowiekowi po głowie skacze. Patrząc na współczesnego giganta porównałem oba statki. Okazało się że „Titanic” poza podobną prędkością był znacznie mniejszy. „Royal Princes” jest 20% dłuższa, 30% szersza i zabiera ponad 30% pasażerów więcej (3600, do 2435- faktycznie było na nim 1324 pasażerów). No i „białasek” jest nowy (z 2013 roku). Toż to spore miasteczko w super luksusowych warunkach.