Nocleg miałem zaplanowany w miasteczku Llanbaris, więc musiałem przejechać do niego, jadąc na północ, przez środek Snowdonii. Czym ona jest? Można użyć kilku terminów. Górzysta kraina na północy Walii, z najwyższy szczytem Snowdon. Jeden z trzech walijskich parków narodowych. Ładne widoki: powyżej normy. Ilość owiec na metr kwadratowy: większa niż gdzie indziej. Niektórzy, porównaliby region do polskich Bieszczad. Jadąc, miałem idealną pogodę i wspaniałe widoki na rozległe panoramy, w górę w kierunku szczytów, i w dół na doliny, do których spływają kaskadami liczne strumyki. Ładne, tylko jak tu się zatrzymać, kiedy każde wolne miejsce jest szczelnie wypełnione. Na dodatek, na wąskiej jezdni, trafi się i piętrowy autobus, przed którym nie ma gdzie zjechać. Można się cofać, zwykle do tyłu… Jechałem więc… wolno. Pomyślałem sobie, jutro mam cały dzień na zwiedzanie Snowdonii, to sobie odbiję z nawiązką. Ale już w nocy, dała o sobie znać deszczowa walijska aura. Deszcz bębni i bębni, taki walijski deszczyk w wersji constans. Wyobraziłem sobie budżetowy nocleg w namiocie… Trzeba by mieć na wyposażeniu: solidną impregnację i chyba „kieszonkową motopompę strażacką”. Odwróciłem się na drugi bok i już o dziewiątej rano…, nie mogłem dalej się wylegiwać.Więcej zdjęć znajdziesz w relacji z Walii TUTAJ.