Przez ponad dwieście kilometrów do Keylong po drodze przejeżdżamy przez przełęcze, z których najwyższą jest Lachung La (5060 metrów…). Niesamowite góry i wąwozy, jazda wśród zasp śnieżno- lodowych. Na koniec nareszcie jest Keylong- dworzec autobusowy. Dowiadujemy się, że autobusy ani share taxi (taksówki zbiorowe) nie jeżdżą do Kaza, który jest następnym punktem naszej podróży…
Następuje wyjazd na wycieczkę do Kaza. Młodzieniec znowu się spóźnił, zaspał tym razem. To kolejne dwieście kilometrów po bardzo złej drodze. Patrząc na stan drogi przemknęło mi, chyba dobrze, że się wyspał i jest uważny na drodze. Skręcamy na wschód w stronę głównych himalajskich grzbietów górskich i ponownie jest okazja do podziwiania Himalajów w pełnym majestacie. Szybko jednak asfaltowa nawierzchnia ginie w oddali a my skręcamy w najgorsze na całej trasie szutrowe odcinki. Nie ma nawet śladu utwardzonej drogi, przyszło forsować piargowe osuwiska, strumienie i kałuże zimowych roztopów. Górska droga wije się w dolinie rzeki Chandra półkami nad przepaściami. Niejednokrotnie omijamy zaspy i jedziemy przez kilku metrowej wysokości tunele śnieżne…
Wzdłuż dróg leżą ręcznie ułożone stosy tłucznia różnej grubości. W poszczególnych pryzmach wielkość kamieni jest bardzo jednorodna. Zwykle to potężne kruszarki łamią skały do postaci widzianej na drodze. Mnie zastanawiał ten ręcznie ułożony tłuczeń drogowy. Za którymś z zakrętów pokazała się nam „ miejscowa indyjska kruszarka”: grupa ludzi o bardzo ciemnej karnacji, mocno okutanych poszarpaną odzieżą, młotkami rozłupuje kamienie. Pochodzą z sąsiedniego biednego stanu Bihar z dużym bezrobociem… Niżej dwie fotki i znacznie więcej w pełnej relacji TUTAJ.
Komentarze (2)
Bardzo interesujące,dokładne,informatywne.dziekuje Paweł
Buziaczek dla Ciebie Beatko i rodzinki…, z Łodzi.