saharyjską przygodę rozpocząłem w cudnym, 300 – letnim karawanseraju Arisha, współcześnie hotelu na starym mieście, gdzie klucz do pokoju waży z … pół kilograma. Dotarłem o zmroku, ponad 30 stopni i skończyło się zimnym piwkiem na patio.
Za swoje motto podróżnicze uważam „tego co zobaczyłeś i przeżyłeś nikt Ci nie zabierze”. Mogę to udowodnić niestety na własnym przykładzie. Byłem bardzo zapracowanym przedsiębiorcą. W 1994r. na skutek niefortunnych decyzji urzędników administracji państwowej, zatrzymano moją firmę w rozwoju na ponad dwa lata, do czasu cofnięcia decyzji przez Ministerstwo… To wtedy zacząłem podróżować i zrozumiałem też, że jest czas na pracę, ale też musi być i na wypoczynek. więcej o mnie