Vanuatu było dotychczas najciekawszym miejscem na mojej trasie. Jest to kraj, w którym podgląda się niezwykły folklor, podobnie jak np. na Papui i Nowej Gwinei. Zobaczysz szmaragdowo-błękitne morze i osobliwości przyrody, ale nie znajdziesz zabytków architektury czy historycznych pamiątek… Jest wczesne popołudnie, lekko siąpi deszcz, więc jak trochę przestało, wyszedłem po zakupy do supermarketu po drugiej stronie ulicy. Tuż obok patrzę na miejsce, od którego nie mogłem oderwać oczu. To całodobowy duży targ owocowo-warzywny. Wszędzie coś leży: na stołach i pomiędzy nimi, a wśród tych różności: stoi, siedzi, leży, obsługa i sprzedający. Pomyślałem sobie, że gdyby tak: nie widzieć tej betonowej konstrukcji dachu hali, wielokolorowych materiałów kiecek kobiet sprzedających i tego wszechobecnego plastyku, to chyba mógłbym te sceny przenieść dowolnie w czasie. Jak się takie coś obserwuje, chce się planować jakąś… kolejną podróż. Widzę sterty owoców w plecionych długich koszykach z liści bambusowych, kokosy specjalnie ponacinane- tak aby można je było związać w pęczki, kilka odmian taro, manioku i różnorakich bananów: od tych jadalnych jako owoce, po te odmiany używane wyłącznie do przygotowywania potraw w kuchni. Niżej dwa zdjęcia.
Dużą relację z wieloma zdjęciami znajdziesz TUTAJ.