Po wymanewrowaniu z portu silnik zaryczał, dziób się podniósł jak na wyścigach i pędzimy po Essequibo. Rzeka jest ogromna, wokół tylko pomarańczowo- beżowa mętna woda i ściana rozbryzgów spod dzioba. To co początkowo brałem za odległy drugi brzeg rzeki, było skrajem kolejnych wysp… Ray uruchamia traktor, ładujemy przywiezione pojemniki z paliwem i jak się okazało środki spożywcze w kontenerkach chłodniczych. Siadamy z Vincentem na pojemnikach i 20 minut jedziemy po wyboistej drodze, którą spychaczami wykarczowano wśród pradawnego lasu deszczowego. Myślę sobie: dziwna ta wycieczka krajoznawcza, zwłaszcza że Ray pokazuje ciekawostki przyrodnicze i okazy ptaków. W końcu zatrzymujemy się w przesiece z widokiem na dużą pomarańczowo- czerwoną dziurę w ziemi…Dopiero tam uwierzyłem, że Ray mówił prawdę. Jest właścicielem pracującej od dwóch lat kopalni złota, oraz siedmiu tysięcy akrów dżungli (ponad 2800 hektarów), która pewnie nigdy nie miała kontaktu z tzw. „cywilizacją”…Ray mówi mi: mam cztery godziny czasu, rób co chcesz, tylko nie odchodź za daleko w dżunglę, bo nie mogę ci zagwarantować bezpieczeństwa. Może się trafić: tapir (widzieliśmy ślady w błotku na drodze), jaguar… Wystarczyło mi, postanowiłem obejść wykopki kopalni dookoła skrajem dżungli.
Załączam jak zwykla dwa zdjęcia. znacznie więcej znajduje sie w pełnej relcji TUTAJ
Komentarze (4)
Paweł tyko wróć i przywież troszkę…ha ha.Pozdrowienia. ^_^
Buziaki Tato! I Wesołych Świąt daleko daleko! <3
Wesołego poszukiwania zająca
Kocham Was x „wszyscy moi bliscy”. „Cholibka” chyba na tego zająca bym tutaj nie wpadł. Tutaj raczej zając nazywałby się czerwone aguti? Buziaczki dla Was wszystkich. Podzielcie się Jajkiem ze mną. Tutaj ten obyczaj jest całkowcie nieznany. Z okazji Swięta Wielkiej Nocy puszczaja .. latawce.