Muszę jechać taksówką i już na starcie przekonuję się, że jest to kraj drogi; niecałe cztery kilometry do hotelu wg sztywnego cennika kosztuje 8 amerykańskich… Rankiem wyjrzałem i widzę wspaniałą pogodę, bez kropelki deszczu w górzystej okolicy, z wielokolorowym ogródkiem hoteliku…
Stolica Saint Kitts pokazała mi się jako super wypas dla amerykańsko- kanadyjskiego emeryta. Port jest popularnym miejscem zawijania potężnych wycieczkowców, widzę aż cztery jednocześnie. Okolicę zamieniono w strefę wolnocłową, w której prym wiodą niezliczone sklepy z biżuterią, „ciuchlandią” pamiątkarską i… alkoholami. Prowadzą je Hindusi, mówiący dziwnie niezrozumiałą mieszanką słów hinduskich i karaibsko angielskich… Na plaży rozbawił mnie widok, czekających w… kolejce dużych pelikanów, przed stołem rybaka przygotowującego ryby do sprzedaży. Otwierały dzioby, czekając spokojnie na swoje porcje wnętrzności… (foto). Po południu idę z hotelu w drugą stronę, na plażę. Raczej kamienista, nie zachęcała do kąpieli, ale woda miała ponad 30 stopni na plusie… Spotykam Litwinkę w towarzystwie czarnoskórego kierowcy taksówki. Na skraju wody znalazłem dużą zamieszkaną muszlę. Chcę ja wyrzucić, ale kierowca łapie ją mówiąc, że to doskonałe danie na kolację: w środku spirali muszli robi się dziurkę i już ten małż… sam wychodzi. Niżej dwa zdjęcia. więcej znajdziesz w pełnej relacji TUTAJ