Kraina skał i lodu: Spitsbegen- Svalbard (w czerwcu 2012)
tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Zwiedzam ją w czasie miesięcznej podróży po: Szkocji, Irlandii, wyspach: szkockich i norweskich, kończąc w Oslo . Przypłynąłem na ten kawałek Arktyki niewielkim ekspedycyjnym statkiem holenderskim „Plancius”.
Spitsbergen wraz z Wyspą Niedźwiedzią i Jan Mayen tworzy norweski Archipelag Svalbard, choć cały świat nazywa ten region po prostu Spitsbergenem. Nazwa oznacza spiczaste góry. Nadali ją w 1596 r. Holendrzy W. Barentsz i J.C. Rijp, którzy tu dotarli podczas poszukiwań północno- wschodniego przejścia do Chin. Spitsbergen był popularnym miejscem dla wielorybników polujących zwłaszcza na wieloryba grenlandzkiego. Stad także zdobywano biegun północny. Powierzchnię ma dużą (39 tys. km kwadratowych), a ludności obecnie ok. 3000. To niewiele i jest obecnie również pustkowiem zachowanym w nienaruszonym stanie, z różnorakimi krajobrazami, poszarpanym brzegiem z fiordami, z tundrą, potężnymi lodowcami i wieczną zmarzliną. W okresie polarnego słońca: od maja do lipca słońce pozostaje nad horyzontem po północy, a temperatura nocą, której de facto nie ma, niewiele spada. W końcu czerwca kiedy tu dotarłem był tylko dzień, a słońce po północy było jeszcze dość wysoko na niebie. Można się tu dostać statkiem lub samolotem. „Plancius” przypłynał najpierw do fiordu Hornsund na południu Spitsbergenu. Jest tu jedna z dwóch niedużych polskich stacji polarnych. Nad Zatoką Białego Niedźwiedzia pracuje całoroczna Stacja Polarna Hornsund im. St. Siedleckiego . Niestety nie było mi dane jej odwiedzić. Z literatury wiem, że badania naukowe prowadzi tam 6-7 pracowników. Druga polska Stacja Polarna jest dalej na północy, na przedpolu Lodowca Werenskiolda, i jest imienia Stanisława Baranowskiego (6 osób personelu). Wpłynąłem do końca fiordu i przy dobrej widoczności miałem okazję oglądać z wody liczne lodowce schodzące swoimi jęzorami do fiordu. Tworzą niesamowite ściany o różnej wysokości w towarzystwie okrytych lodem i śniegiem gór. Wracając wpływaliśmy do kolejnych odnóg, obserwowaliśmy to bardzo surowe piękno gór i lodowców.
Z lodowców odpadają do morza niewielkie góry lodowe z hukiem wpadające do wody. Ściany lodowca oglądane u podnóża są niesamowite i tworzą fantastyczne kształty. Niestety nie mogę tu umieścić tych dziesiątek zdjęć , które tam wykonałem.
Obserwowałem ptaki żyjące w tym bardzo surowym miejscu, oraz udało mi się zobaczyć stadko siedmiu wielorybów „Bieług”.
Spotkaliśmy także norweski statek rybacki. Zastanowiło mnie działko z kuszą na dziobie, i to na jakie morskie stwory się nim poluje. Chyba nie do końca jest prawdą zakaz polowania na wieloryby.
Następnego dnia w środkowej części wyspy zszedłem na ląd, na 3 godzinny kilku kilometrowy spacer, przy brzegu innego fiordu. Teren inny z licznymi mchami,trawami i porostami, oraz kilkoma gatunkami niskich kwiatków, na podmokłym terenie tundry. Były też ślady po uczcie niedźwiedzia polarnego na reniferze.
Obserwuję z bliska wysokie skały pełne gniazd i gwaru skrzydlatych mieszkańców. Mnie skojarzyło się to miejsce z ptasim miastem.
Płyniemy dalej w stronę niezamieszkanej, wąskiej długiej wyspy sąsiadującej z Spitsbergenem (615 km2). Nosi nazwę Ziemi Księcia Karola (Prins Karls Forland). Jest górzysta i jej znacząca część jest przykryta lodowcami. Podobało mi się jej surowe majestatyczne piękno podczas podpływania, zwłaszcza, że tego dnia nagle poznikały chmury i zrobiła się fotograficzna pogoda.
Nie było mi dane jednak zejść tam na ląd, gdyż ta piękna pogoda przyniosła również wiatr o sile huraganu. Całe szczęście, że od dużych fal oceanicznych osłaniała nas ta wyspa. Głowę chciało urwać, jednak wyszedłem i zrobiłem kilka zdjęć, a statek zawrócił z powrotem na Spitsbergen w stronę północną. Niedługo i byłem w kolejnym fiordzie Jonsfjorden. Także ośnieżone góry z lodowcami, ale u podnóża z odkrytą ziemią, gdzie przyroda próbowała przypomnieć o wiośnie, w tej krainie lodu i śniegu. Obserwowałem renifery. Stadko obeszło nas dookoła i dalej skubało mchy i porosty.
Wieczorem przy pięknym jasnym słońcu (po 22.00) wpływamy do stolicy Spitsbergenu, Longyerbyen. Rankiem przenosimy się na bliźniaczy statek „Ortelius”, i nim wypływamy na zwiedzenie odnóg fiordu Isfjorden. Przy tym dużym głównym fiordzie Spitsbergenu leżą główne zamieszkane miejsca tego lądu. Oprócz stolicy są to jeszcze Berentsburg i Pyramiden. Były to jeszcze dwie wycieczki. Podczas pierwszej, 10- osobowymi zodiakami oglądaliśmy ptaki.
Podczas drugiej na długim spacerze wypatrywaliśmy fauny i flory. Piękne krajobrazy fiordu w morenie polodowcowej, z roztopami na zboczach okolicznych gór.
Sporo ptactwa a misia polarnego jak nie ma, tak nie ma. Chyba, że ja w swojej beżowej ciepłej kurtce będę robił za niego. Wracając zachowałem się jak prawdziwy misio, bo wchodząc na płat lodu nad rzeczką z roztopów, nagle się w tym pół płynnym lodzie znalazłem do pasa. Trudno, jakoś doczłapałem z pełnymi butami, i nieco mokry, do brzegu z łodziami. Nawet się nie przeziębiłem, i niczym się „nie odkażałem”, tylko ciuchy „wysuszyłem” ręcznikami (bagaże były już w hotelu).
Dzień czwarty to Longyearbyen. Obszedłem miasteczko dookoła w kilka godzin. Miasto istnieje od 1906 r. jako wieś górnicza z kopalnią węgla kamiennego. Teraz o kopalni przypomina tylko pomnik górnika na głównej ulicy, i zbocze góry z resztkami obiektów po kopalni,
Obecnie ok. 1400 mieszkańców tego kolorowego miasteczka zajmuje się chyba przede wszystkim turystyką. Najładniejsze są najlepiej widoczne z wody, bardzo kolorowe budynki.
Na Spitsbergenie praktycznie nie ma dróg. Tutaj wszyscy poruszają się przez znaczącą długość roku skuterami śnieżnymi. Stoi ich wszędzie pełno. Sądzę że jest ich więcej niż innych środków lokomocji (samochód, rower).
Myliłby się ten, kto sądziłby że tu nie ma tzw. „cywilizacji”. Otóż jest i to bardzo droga. Hotel około 100 EUR/ noc, zakupy tez nie tanie- choć mówiono mi przed wyjazdem, że w Norwegii koszty utrzymania są wyższe, niż w innych krajach Uni Europejskiej. Na głównej ulicy są wszystkie potrzebne urzędy: bank, poczta, informacja turystyczna oraz liczne sklepy. Większość typu turystycznego, oraz pełna możliwość zaopatrzenia się w potrzebną odzież i osprzęt do sportów zimowych, wspinaczki , itp. Mnie spodobał się znak na budynku poczty i banku, zakazujący wnoszenia broni. Widziałem tez inne, np. zakaz wchodzenia z rowerami do sklepu.
Zauważyłem kościółek, szkołę, ale i samochód: długą limuzynę(!?). Buduje się tu na drewnianych palach. Ma to sens i nie potrzeba betonu, gdyż istniejąca tu wieczna zmarzlina ułatwia budownictwo, bo ziemia nie odmarza w lecie niżej niż 80 cm.
Na koniec o pogodzie. W tej krainie kamieni, lodu i niedźwiedzia polarnego: bardzo niepewna i gwałtownie się zmieniająca. Zwykle jeżeli rankiem padało później było słońce, które mogło jednak szybko zniknąć, w mgłach i porywistym wietrze kolejnej burzy. No, i wybierając się w ten rejon północnego Atlantyku, trzeba mieć komplet bardzo ciepłej odzieży. O końcowej części mojej wyprawy możesz poczytać w „ Oslo”.