W końcu maja 2015 roku dzięki zaproszeniu do… Turcji przez Polonijne Stowarzyszenie Kultury i Nauki w Antalyi, poznałem trochę tureckie współczesne środowisko polonijne. Postanowiliśmy z małżonką pojechać razem i w początkowym okresie podróży, zobaczyliśmy po ponad 10-u latach, jak się zmienia wyraźnie na „PLUS”, standard przyjmowania gości w hotelach nad tureckim brzegiem Morza Śródziemnego. To nie jest Egipt z jego „zemstą Faraona”, jest równie ciepło… choć drożej. Dziesięć dni spędzone na leniuchowaniu, wspominamy bardzo miło. Przyjazd do Antalyi wykorzystałem do rozszerzenia podróży o Turcję Zachodnią… „grecką”. Właśnie ta część obecnej wyprawy do Turcji jest przedmiotem tej relacji. Po rozstaniu z małżonką odlecieliśmy samolotami w dwie strony: Basia do Polski a ja do Istambułu. Udało mi się tym razem dołączyć do trampingowej grupki przyjaciół podróżników. I aby ich dogonić na trasie, od razu ruszam autobusami w kierunku Bursy. Droga z lotniska Sahiba w kierunku Bursy wiedzie przez odnogę Morza Marmara. Trzeba ją przepłynąć promem. Mój autobus nie czeka, gdy tylko wjechał na prom ten rusza w drogę z miasteczka Eskihisar do widocznego po drugiej stronie Tavsanli. Na zdjęciach niżej pokazałem pierwsze miasteczko i prom.
Po trzech godzinach jestem jednym z największych miast tureckich, w którym najciekawszymi miejscami do zwiedzenia są Błękitne: Mauzoleum i Meczet, oraz… bazar. Ja nie mam zbyt wiele czasu a na dodatek leje, więc rzuciłem okiem na centrum miasta i … odjechałem dalej luksusowym autobusem do Bergamy. Na zdjęciach pokazuję ciekawostkę sfotografowaną na dachu w pobliżu Błękitnego Meczetu: figura tańczącego derwisza przy… bocianim gnieździe. Drugie zdjęcie pokazuje mnogość firm autobusowych oferujących przejazdy praktycznie w każdym kierunku.