Macapa, to gdzieś tam…, po drugiej stronie Amazonki, czyli po tej, gdzie dróg prawie nie ma. A faktycznie od strony północnej tej ogromnej rzeki, czyli oddzielonej rzeką od reszty Brazylii. No bo jak wybudować drogi w lesie deszczowym, a jeżeli już dałoby się radę, to jak zbudować przeprawę mostową dla rzędu około 200 cieków wodnych, w zabagnionym terenie o szerokości około 80 kilometrów. TU PO PROSTU TRZEBA PRZYLECIEĆ, LUB PRZYPŁYNĄĆ. Jutro chcę popłynąć, przez dobę, do miasta… po drugiej stronie. Ale to brzmi…
Ale na razie jest późne popołudnie i poszedłem pieszo do centrum tego 450 tysięcznego miasta. Obejrzałem, niestety z zewnątrz, dawną cytadelę, strzeliłem parę fotek bardzo kolczastym ozdobom wysokich ogrodzeń domostw i co prędzej schowałem kamerę.W końcu ujrzałem wózek z orzechami kokosowymi i zaordynowałem sobie jeden. Nie zdążyłem do końca wypić, nie wspomnę o wyjadaniu kopry, gdy lunęło tak, że w czwórkę weszliśmy pod folię, którą miał ten uliczny handlowiec (sprzedawczyni z synem i dwóch klientów). Po paru minutach wody było tyle, że myślałem o wystąpieniu Amazonki z brzegów. Całe szczęście, że sprzedawczyni kokosów miała w telefonie aplikację Ubera, co pozwoliło mi uciec w pobliże hoteliku…- po godzinie.
Wierzcie mi… o wiele ciekawiej obserwuje się początki pory deszczowej w lesie deszczowym, siedząc w ulicznej knajpce przy litrowym piwie.