Z rejonu Macapy można tylko przypłynąć lub przylecieć do Belem. Miasta znajdują się po przeciwległych stronach delty ogromnej w tym miejscu Amazonki. W linii prostej to około 80 km-ów, ale po trasie promu przewijającego się pomiędzy kolejnymi wyspami i wysepkami to znacznie dalej. Promy wypływają z portu odległego o jakieś 22 km w mieście Santana. Mój prom odpływał o 11.00 i miał trzy pokłady: na dwóch miejsca sypialne na otwartej przestrzeni w hamakach (które trzeba mieć z sobą) oraz parę kabin 2-osobowych, i trzeci pokład towarowy- czytaj dla towarów i samochodów osobowych załadowywanych przez burtę. Prom płynie 26 godzin i zabawa ta kosztuje od 200 do 500 BRL- to droższe za kabinę 2-osobową. Początkowo płynie się prawie jak po morzu, tyle że nie buja, ale brzegów prawie nie widać. Potem jest lepiej, gdyż po wpłynięciu w labirynt pomiędzy wyspami rzecznymi, trafiają się takie cieki wodne jak np. nasza Wisła, wtedy na brzegach można zobaczyć bujne życie lasu deszczowego, z odległym gwarem ptasim. Chciałoby się ujrzeć więcej zwierząt, ale poza szaro-różowymi delfinami amazońskimi… niestety.
Ciekawostka, podczas przepływania promu w pobliżu domostw przy wodzie, było wypływanie dzieciaków, matek z dziećmi, w pobliże trasy promu.
Po co? Pokiwać, nie tylko. Otóż istnieje zwyczaj rzucania z promu przez pasażerów drobnych upominków do wody. Tubylcy podpływają i je wyławiają z wody. Są to najczęściej opakowania słodyczy, chrupek itp, ale i zapakowane w worki foliowe niepotrzebne ciuchy i souveniry dla dzieci. A potem był kolorowy zachód słońca…