W Mogadiszu i Kismayo, aby wejść, czy wjechać, trzeba było się poddać procedurze ochrony, jak nie przymierzając w strefie wojny. Czyli, potrójne lub poczwórne szlabany z grubaśnych rur, stalowe, potężne, podwójne wrota i… slalom pomiędzy zaporami uniemożliwiającymi staranowanie. Nie wspomnę o wieloosobowej uzbrojonej w broń maszynową ochronie, czy samochodzie stojącym w bocznej uliczce, z ciężkim karabinem maszynowym „na pace”…
Na przykład, z lotniska do hotelu przewieziono mnie i kolegów opancerzoną limuzyną.
Relację znajdziesz TUTAJ