Przejściem granicznym były sznurki z „farfoclami- typu kawałki folii”, w poprzek drogi i budka z czegoś na poboczu. Kontrola jest pobieżna i szybko dojeżdżamy do opłotków Bissau.. Dzięki kierowcy znajduję Hotelik Ta-Mar w centrum miasta w pobliżu portu. Wiedziałem z innej relacji, że tutaj można trafić także do hotelu typu „na godziny”… Ja mam normalny. Rzucam plecak i idę na spacer po centrum miasta. Port, choć nazwa brzmi dumnie, jest jednym bardzo podniszczonym pirsem, zawalonym śmieciami i… sam sobie wyobraź co może wyłazić z góry śmieci i jakichś pojazdów, konstrukcji…? Obok przy brzegu zatopione przegnite łodzie, a przed nimi kilka jeszcze sprawnych z obsługą niechętną fotografowaniu. Zwykły uśmiech i pogawędka spowodowała przyjazny nastrój. Pewnie zastanawiali się: co za „białas” się im przygląda, i po co. Na zdjęciach pokazuję jeden z posterunków kontroli na drodze, oraz port.
Więcej zdjęć znajdziesz TUTAJ (kliknij).